|
|
|
|||||||
| Adopcje Psy szukające nowego domu: rasowe wilczaki, ale i "wilczakopodobne" psy z polskich schronisk.... |
|
|
Thread Tools | Display Modes |
|
|
#9 |
|
Junior Member
Join Date: Oct 2003
Location: Jura Krakowsko-Częstochowska
Posts: 190
|
Widzicie dziewczyny,
Halla daje nam w kosc od poczatku, jak tylko ja przywiezlizmy . Ciagle jednak mielismy mnostwo dobrej (i silnej) woli posiadania tego psa i nie zrazalismy sie jej wyczynami (szczegolow Wam nie szczedzilam zarowno na forum jak i na spotkaniach). Niestety juz nie mamy sily. Problem polega na tym, ze nie mozemy byc pewni tego psa podczas naszej nieobecnosci. Kazdy wyjazd z domu i pozostawienie Halli bez naszej opieki jest okupione ogromnym stresem pt. co tym razem zrobi? Paradoks polega na tym, ze kiedy jestesmy w poblizu pies jest do rany przyloz i zlego slowa na jej temat nie mozemy powiedziec. Ale kiedy wychodzimy z domu psa ogarnia jakis rodzaj obledu, szalenstwa, ktory kaze mu za wszelka cene wydostac sie z zamkniecia nawet kosztem wlasnego zdrowia (przypominam tekst o zdemolowaniu klatki i wlasnego pyska do krwi, aby tylko sie wydostac, jej bezustanne wychodzenie na parapet okna na II pietrze pomimo zamykania okna na glucho, lacznie z wyciaganiem gwozdzi z okna byle tylko wyjsc itd) Ostatnio szalejac w domu, kiedy to rozwalila w drobny mak terrarium naszych zolwi rozkwasila sobie pysk o to terrarium co i tak jej nie uspokoilo- zastalam zatem psa z obledem w oczach, krwaiacym pyskiem i umazanego calego ziemia do kwiatow z porozwalanych doniczek. I moglabym tak opowiadac i opowiadac........ I nie zebys my jej nie uczyli pozostawac samej, metody ksiazkowe i szkoleniowe biora w leb. No bo co z tego ze suczysko jadlo w klatce, spalo w klatce, dostawalo w niej smakolyki, bylo w niej zamykane podczas naszej obecnosci w domu i problemu zadnego nie bylo - zamkniecie jej w klatce i nasze wyjscie z domu = furia. Co z tego ze zamykalismy ja w lazience czy innym pokoju na mala chwile, dluzsza chwile itd nagradzajac ja za kazdym razem kiedy byl spokoj skoro ona jest zupelnie spokojna po zamknieciu kiedy my jestesmy w sasiednim pomieszczeniu, pies wtedy lezy albo spi kolami do gory i jest O.K. Rowniez nasze wychodzenie np do ogrodu kiedy Halla jest zamknieta szkoleniowo w domu to nie problem - przeciez czuje. ze jestesmy w poblizu. Kiedy jednak trzeba wyjechac zaczyna sie dramat. I juz po prostu nie mamy sily. To jest ciagly stres, ogladanie sie z trwoga w lusterko podczas wyjazdu do pracy czy juz biegnie za mna czy jeszcze nie, stres czy znowu zdemolowala dom i czy przy okazji sie nie poranila, kiedy wracam do domu tez stres czy pies jest na podworku czy dala noge i biega po okolicy (wchodzac ludziom do domow!!). Widzicie, kiedy ja przywiezlismy wzielam tydzien urlopu aby psa przyzwyczaic do nas i naszej rowniez nieobecnosci, na poczatku bylo O.K. (jesli jako O.K. potraktujemy demolke w mieszkaniu i zjedzenie drzwi, odkrecenie kurkow z gazem itd).Kiedy zauwazylam, ze pies sie uspokaja podczas obecnosci innego psa zaczelismy "wypozyczac" Julke od mamy, ale Halusi po jakims czasie znudzilo sie towarzystwo Julki i zaczela ja traktowac jako gryzak. Uznalismy wiec , ze moze dlatego taka reakcja bo to nie jej stado a moze gdyby miala przy sobie caly czas drugiego psa to bylaby spokojniejsza, przyspieszylismy wiec decyzje o sprowadzeniu drugiego psa do naszego "podstawowego" stada. Ale tez okazalo sie ze guzik z petelka bo Zoyka jest malenka i slaby to kompan dla Halusi, a w dodatku Halla tak mala stlamsila psychicznie, ze do dzis Zoya w poblizu Halli malo pod podloge nie wejdzie,a kiedy Haluty w poblizu nie ma to Zoyka jest "pierwsza we wsi". I w sumie moglibysmy jeszcze zainwestowac w stalowo betonowy bunkier w ktorym przetrzymywalibysmy ja podczas naszej nieobecnosci, ale po pierwsze tyle juz przecwiczylismy, ze jestem pewna, ze skonczyloby sie albo rozmontowaniem bunkra albo samookaleczeniem psa, po drugie nie sadze aby zamkniecie na amen mialo zbawienny wplyw na jej psychike (bede pamietac do konca zycia jak wygladala w dniu kiedy nasze starania doprowadzily do tego, ze nia dala rady rozmontowac klatki i kiedy pogryzla ja w strzepy raniac sie do krwi-to nie byl pies, miala obled w oczach, wygladala jak dzikie zwierze w szoku, nie poznala mnie, wypuszczenie z klatki i wyjscie na spacer tez nie pomoglo). Tak wiec choc zal mi szalenie to mysle jednak, ze jesli mialaby mozliwosc zyc z kims kto moze z nia przebywac caly czas albo ma teren z ktorego ona nie da rady wyjsc to chyba byloby jej wtedy lepiej. Mnie nie stac w tej chwili, aby przestac pracowac i wrocic do ciaglego przebywania w domu ze wzgledu na psa, Po za tym z calym szacunkiem, ale moglabym to zrobic tylko dla wlasnego dziecka . Oj dluzyne spolodzilam straszna, ale lezy mi to strasznie na watrobie, bo juz sobie wyobrazam co myslicie sobie na nasz temat (potwory jestesmy okrutne Smutno pozdrawiam Joanka i reszta P.S. Aha juz przerabialismy uwiazanie "zmeczonego" psa przy budzie, efekt byl taki ze Halla wierzgala na tej uwiezi jak szalona do tego stopnia, ze wydarla sobie cale futro na szyi, wystarczalo psa odpiac, zalegal i spal kolami do gory. No i dwa razy zerwala lancuch (bo smycz przegryzla) i dwa razy rozerwala obroze
|
|
|
|
|
|