Niestety chyba niewielu... ale chyba też nie ma co przesadzać z tym sprawdzaniem. Ostatnio miałam przykład, że zbytnia nadgorliwość osoby wydającej komuś psa też może być niedobra. Ale o tym za chwilę...
Idea jest bardzo dobra - sprawdzamy, czy potencjalny przyszły właściciel psa nie wyrzuci go przy pierwszym lepszym problemie, bo nie chcemy, żeby pies wrócił do adopcji. Super, w teorii wszystko pięknie.
Niestety problem pojawia się w tym, że wiele wizyt przedadopcyjnych jest przesadnie dokładna... moi znajomi planują zaadoptować psa. Starali się o półtorarocznego cocker spaniela i niestety dostali odmowę, bo... nie są małżeństwem

I teraz pojawia się pytanie - ilu ludzi po czymś takim odwróci się na pięcie i pojedzie kupić psa od pseudohodowcy, zamiast użerać się z "wariatami"?
Bo moi znajomi szczerze zdziwieni (byli wręcz w szoku), nie zrezygnowali z adopcji chyba tylko dzięki temu, że rozmawiałam z nimi na ten temat i przedstawiłam sprawę z punktu widzenia "zakręconego psiarza".
A gdyby hodowcy sprawdzali troszkę bardziej, a 'adopcyjni' troszkę mniej to świat byłby idealny....