![]() |
Zatím musí Car zůstat v karanténě do 21.3., nedá se to urychlit, aby jej pustili dřív. Oblastní veterinární správa nařídila doktorovi, který jej drží v karanténě, že je NESMÍ uspat!!!
Potom se domluví den převzetí psa. Předběžně si jej Ruda vyzvedne na místě. Ale o transportu se domluví zainteresovaní lidé později (jestli by musel jet vlakem nebo s někým autem????). Je to hodně daleko, cca 800km!!!! Takže zatím jen čekat.................. |
Sprawa przedstawia się następująco :
Car do 21 marca jest pod obserwacją stacjonarną i nie ma możliwości jej wcześniejszego zakończenia. Wg weterynarzy, pies jest agresywny i kwalifikuje się do uśpienia. Cóż, to skutek braku znajomości rasy. Zostały już przeprowadzone rozmowy z wojewódzkim lekarzem weterynarii, który się całą sprawą zajął i po skończonej kwarantannie pies będzie mógł być zabrany. Wg prawa, bez mojej zgody pies nie ma prawa być uśpiony, jeśli nie ma wścieklizny. Prawo też gwarantuje mi decydowanie o dalszych losach Cara –lekarze nie mogą nic z psem po kwarantannie zrobić. Pies już wcześniej przeszedł ogólne badanie weterynaryjne, jest zaszczepiony i odrobaczony. Nie wykazuje oznak wścieklizny, więc nie ma zagrożenia, że z tego powodu umrze lub zostanie wcześniej uśpiony. Nie mam pewności, czy pies zostanie wydany nam w niedzielę, czy dopiero w poniedziałek. Po niedzieli i rozmowie z weterynarzami będę wiedziała dokładnie /i przekażę informację/. Następnie zostanie przewieziony do p.Rudolfa, który się nim zajmie. W zależności od psychiki psa, Car po szkoleniu będzie miał starannie wybranego nowego opiekuna lub zostanie na stałe u p.Rudolfa. Przed Carem długa droga: -z Orzysza do Katowic /lub okolic/ potrzebny będzie transport –szukamy kierowcy-ochotnika z samochodem /z kratką?/, -z Katowic do p.Rudolfa –transport jest, ale potrzebny będzie drugi kierowca. W sprawie transportu, proszę się kontaktować - 515-207-233. Pieniądze /*/ ofiarowane na potrzeby Cara będą przeznaczone na transport do Czech. Niestety, nie jest to kwota wystarczająca na zakup paliwa na tej trasie /i powrotna do domu kierowców z Czech/, więc jeszcze raz prośba o datki. Wszyscy zaangażowani w sprawę do tej pory, mamy świadomość, że akcja na Mazurach nie została zakończona sukcesem w pełnym tego słowa znaczeniu /może nawet ktoś to nazwać fiaskiem/. Ale pragnę przypomnieć, że gdyby nie Graba, Mila i pozostali, w zeszłą sobotę w Dobrocinie Car najpewniej zostałby uśpiony. To /pożal się Boże!/ „przytulisko” jest postawione w stan likwidacji. Jest tam kilkadziesiąt psów bez stałego nadzoru weterynaryjnego, więc los większości z nich nie będzie „różowy” /małe psy mają większe szanse na przeżycie, niż te duże/. Ci, którzy odebrali Cara z „bidula”, kierowali się przede wszystkim wielkim sercem i chociaż nie zapewniliśmy mu stabilizacji, nie przyczyniliśmy się do odebrania mu życia. A p.Rudolf może spełnić nasze marzenie /czego w Polsce nie udało się osiągnąć/, bo też kieruje się wielkim sercem. ..................... Bardzo dziękujemy p.Hanko za zaangażowanie i pośrednictwo. ..................... /*/-otrzymałam 540 złotych od 5-ciu osób –wszystko do wglądu na podstawie wyciągów bankowych ..................... |
Quote:
Twoje słowa świadczą o tym, że jesteś silnym, uczciwym człowiekiem z zasadami i że one są dla Ciebie ważniejsze niż bicie piany i własny PR. Podoba mi się, że potrafisz poprosić o pomoc i potrafisz ją przyjąć. 8) Podoba mi się też, że piszesz otwarcie o planach dotyczących Cara (który tak jak swego czasu Wilk) stał się naszym 'psem forumowym' ;). Mam też nadzieję, że nie 'zniknie' jak tamten i że będziemy mogli nadal śledzić jak mu się wiedzie i jeśli trzeba będzie - pomóc. Nawet gdyby doszło na najgorszego (z czym też trzeba się niestety liczyć :cry:) mam nadzieję, że się o tym dowiemy. Szkoda, że nie każdy potrafi wykazać się taką klasę jak Ty. Apeluję do właścicieli i hodowców - wpłaćcie choć trochę, ile możecie. Nawet niewielkie sumy będą cenne jeśli będzie ich więcej... Właściciele! Nie wiecie jeszcze co Wasze Bure zmalują i czy ktoś Wam kiedyś też nie pomoże. Hodowcy! - nie wiecie czy któregoś z Waszych szczeniaków, których jeszcze nawet nie ma na świecie nie spotka los podobny do Cara. (oby nie!!!) W imię tej niewiedzy - pomóżcie Carowi!!! |
Puchatek: To je OK, důležité je, aby měl domov ....................
|
Car zostaje odebrany z lecznicy w poniedziałek rano.
Bardzo potrzebujemy kierowcy na I etapie: Orzysz -Katowice. Mamy już 750 zł. |
Mamy kierowcę.
|
................
http://wolfdog.org/drupal/pl/gallery/subcat/1/9928/ ................ Jest drugi kierowca. ................ |
jak budzet?zbieramy dalej?czy jest juz wystarczajaco $?
|
Mamy 920zł /11 osób, w tym jeden darczyńca od wilczarzy -temat znają/.
Myślimy, że to absolutnie wystarczy. Z tych pieniędzy będzie opłacone przede wszystkim paliwo, potem karma, oraz jeśli wystarczy -mamy nadzieję, że jesteście >za< - jakiś posiłek czy kawa w czasie drogi dla kierowców. Pełne rozliczenie -ok. połowy przyszłego tygodnia. Wszystkie skany wpłat przekażę Agnieszce /Grabie/ i poproszę, aby otrzymała też paragony/rachunki wydatków. Jeśli zostaną jakieś pieniądze, myślę o dwóch możliwościach: każdemu darczyńcy zwrócić proporcjonalnie do wpłat część pieniędzy lub kupić karmę i dać wybranym /przez osoby dobrze zorientowane w temacie/ schroniskom. To do decyzji Ofiarodawców, po przedstawieniu rozliczenia. |
Osobiście myślę, że nie ma sensu bawić się w zwroty. Jeżeli zostanę jakieś grosze (w co wątpię), to najlepiej je wykorzystać właśnie w sugerowany przez Ciebie sposób.
|
Quote:
|
Tady je link p. Rudy Desenského kde bude Car :
http://www.psycholog-psu.com/help.html |
Dziewczyny, macie rację:) Bardzo to dobry pomysł :) Trzymamy kciuki za Cara:)
|
nie ma co zwracac pieniedzy,lepiej kupic karme dla psiurów:) czy co tam potrzebne...
|
Przepraszam za elaborat, ale moje poczucie uczciwości względem siebie /oraz Osób zaangażowanych i dopingujących/ nakazuje mi przedstawić sytuację, jaka jest w rzeczywistości, i by każdy mógł wyrobić sobie sam zdanie...
W poniedziałek przyjechała do mnie Ania /Sssmok/ i pojechałyśmy po Cara. Widok psa tych rozmiarów w klatce 1,5x1,5x1,5m oraz drzwi zawiązane kilkoma łańcuchami /!/ był obrzydliwy, pies był wychudzony, miał poobcierany nos /być może od wsadzania pyska w pręty klatki/ i bardzo się ucieszył na widok ludzi. Lekarze błyskawicznie opuścili budynek w którym Car przebywał i zamknęli za nami drzwi –chyba autentycznie bali się tej „bestii”. Usłyszałam komentarz: „chyba zdaje sobie pani sprawę, jaką odpowiedzialność bierze pani na siebie”. Powiedziałam, że pies jedzie do speca do Czech, na co lekarz stwierdził, że dla niego nie ma znaczenia czy będzie pogryzione polskie czy czeskie dziecko... Pies był bardzo radosny, udało się go wprowadzić do auta. Wczesnym popołudniem od Ani dowiedziałam się, że Car miał przesiadkę i ruszył z Płońska w dalszą drogę. To cała moja wiedza o psie do dnia dzisiejszego. Grzegorz /Wilczakrew/ przez dwa dni nie dawał jakiejkolwiek informacji, co się dzieje. Ponieważ od początku moje działania są przejrzyste, pozwalam sobie wkleić mail Grześka do mnie przedstawiający całą historię Cara /naświetloną z Jego perspektywy/. Przedstawiam także moją odpowiedź do Niego, by ktokolwiek nie miał wątpliwości, co do mojego podejścia do sprawy. ............................ Dzisiejszy mail od Grześka /odp na moje monity/ Do trzech razy sztuka - perypetie Cara z Deštné hory Spędziłem dziś bardzo miłe popołudnie z Rudolfem Desenským, czeskim specjalistą od naprawiania psich nawyków i charakterów Zadziwiające jest to, że w temacie psów nie ma barier językowych, a dwie osoby chcące się ze sobą dogadać potrafią zrobić to doskonale. Poznając takiego człowieka można na nowo napełnić serce nadzieją i wiarą. Właśnie taka wiara była nam potrzebna i nadzieja, że kiedyś skończy się tułaczka tego psa. Car zachował się jak na prawdziwego faceta przystało i uznał wyższość przewodniczki stada. Co będzie dalej to wyniknie z obserwacji przez kolejne tygodnie. Z pewnością nie będzie łatwo bo pies ma dość mocną psychikę, jest inteligentny i okazuje wszelkie oznaki dominacji. Nie poddaje się łatwo i małymi kroczkami usiłuje sobie podporządkować otoczenie. Jest bardzo pogodnym psem, ciągnie do ludzi jednak nie lubi się podporządkowywać. Nie przejawia oznak agresji, a jedynie frustracja i niepewność budzą w nim lęk przed kolejnym porzuceniem. Niestety tak się dzieje jak Wilczak trafia w nieodpowiednie ręce, a jeśli do tego nauczy się wymuszać na człowieku gryzieniem swoje ja , to mamy do czynienia z tym co się stało. Wracając jednak do początku całej opowieści bo pewnie wielu z was jest ciekawych jak jego losy splatały się z naszymi . Car, wilczak czeskiego właściciela, został wywieziony i porzucony . Błąkał się po schroniskach. Dobrocin nie był pierwszym, ale chyba najgorszym miejscem gdzie mógł trafić. Wtedy pojawiła się nadzieja, w całą akcję bardzo mocno zaangażowała się Agnieszka( Graba ) , potem Karolina ( Mila ) i nie tylko troską, ale również mocno finansowo. Pies miał trafić do szkoły policyjnej, jednak jeszcze wtedy nie było pewne czy od marca ruszą przyjęcia na szkolenia. Niestety cała sytuacja zaczęła się komplikować w momencie pierwszego ugryzienia. Z pewnością nie było ono pierwsze, a jedynie to o, którym się dowiedzieliśmy. Car zademonstrował swój brak podporządkowania się w odpowiedzi na bicie do pracownika pensjonatu. W zasadzie to każdy Wilczak zareagował by pewnie podobnie w jego sytuacji. Doświadczony policjant w pracy z psami podjął się zadania opieki nad psem. Car bardzo nie lubi zostawać sam, bardzo wtedy płacze, jest przerażony i ma tutaj jakieś obawy. Niestety ten Pan zderzył się z murem i to dość boleśnie. Było kolejne pogryzienie, które wynikło z braku podstawowych informacji o rasie i decyzja właściciela pensjonatu o uśpieniu psa. Na dodatek cały pensjonat został postawiony do likwidacji, a właściciel ma dostać zarzuty prokuratorskie. Patrząc na to miejsce wcale się temu nie dziwię. Wtedy sytuacja okazała się całkiem beznadziejna, bo szanse na zostanie psem policyjnym zostały sprowadzone do zera, a wojewódzki lekarz weterynarii postawił nad psem krzyżyk. Teraz wiem dlaczego Pani Anita tak bardzo nalegała na szybki odbiór psa podczas naszych rozmów telefonicznych i w pełni rozumiem dlaczego nie do końca chciała powiedzieć całą prawdę. Bała się, że nikt nie zaryzykuje i tak pewnie by się stało. Na błaganie Agnieszki ( Graby ) o pomoc dla Cara odpowiedziała Dorota ( Puchatek ). Po rozmowie z mężem doszła do wniosku, że podejmie się tego wyzwania. Oczywiście została też uprzedzona o ewentualnych problemach, bo wszyscy mieliśmy przed sobą zagadkę pod tytułem Car. Na szybko została zorganizowana cała akcja związana z przewozem psa i nawet w ciągu dnia kilkakrotnie zmieniały się plany. Oczywiście ja musiałem zmienić własne plany, pracownik musiał odwołać umówionych klientów i rozpoczęliśmy proces ratowania psa. Z Piotrkowa Trybunalskiego ściągnąłem kierowcę do Będzina i pojechaliśmy po Cara do Dobrocina. Pies był bardzo nabuzowany, nie wiedział co się dzieje i nie do końca chciał wtedy jeszcze jeździć samochodem. Jak wiadomo nic na siłę , ale udało nam się dotrzeć do mojej lecznicy weterynaryjnej. Pies został zaszczepiony jednorazowym kombajnem, odrobaczony z powtórzeniem dawki, jak i zostały mu podane krople na pchły i kleszcze. Został zbadany i mieliśmy jedynie mały problem przy pokazywaniu ząbków, ale widocznie bez potrzeby ich nie chciał pokazywać. Wtedy też się postawił i dał nam ostrzeżenie. Jednak nie zaatakował. Pies ruszył w dalszą drogę w kierunku Warszawy. Godzina była już dość późna więc poprosiłem Piotrka z Karoliną czy nie mogli by odebrać psa z Piotrkowa Trybunalskiego i umieścić go w Hotelu w Warszawie. Zgodzili się bez słowa i tym sposobem nastąpiła wymiana samochodów . Pies prawie przed 24 trafił wreszcie do hoteli gdzie miał bardzo dobrą opiekę przez kolejne dni, a Pan był wręcz nim zachwycony. Następnego dnia już w Warszawie odzyskałem własne auto, a Piotrek swoje i nie wiem czy się trochę nie bał. J Potem były rozmowy z Agnieszką ( Grabą ) , która zajmowała się cała akcją od początku, z Dorotą( Puchatkiem ) , Karoliną ( Milą ). Pozostawała kwestia przewozu psa do Doroty. Wtedy też pojawił się pierwszy problem jakim były pieniądze. Niestety już było przejechane prawie 1200 kilometrów, opłacony weterynarz, zakupiony osprzęt, 24 kilo karmy i opłacony hotel. Dorota, że miała uszkodzony samochód nie była w stanie odebrać psa z Warszawy, a możliwości finansowe moje i Karoliny się z lekka wyczerpały. Szukaliśmy kierowcy lub osoby chętnej do dalszego przewozu psa w sobotę bo tak był opłacony hotel. Niestety wszystko spaliło na panewce więc musiałem sam zawieźć Dorocie Cara. Wtedy też zacząłem mieć pierwsze obawy czy Dorota sobie poradzi. Rozmawialiśmy praktycznie codziennie i niestety Car po raz kolejny pokazał kto rządzi w stadzie. W klasyczny sposób zdominował sobie i zastraszył wszystkich. Na początku sadziłem, że mogło to być to samo co już wcześniej przerabiałem z innym psem z Iminem. Nieuzasadniona agresja co w rezultacie skończyło się uśpieniem psa , choć po ciężkiej i długiej batalii o jego życie. Jednak ten pies nie dawał oznak takiego zachowania. Wczoraj u Rudolfa mogłem się o tym doskonale przekonać, a co okaże się dalej to zobaczymy. Dlatego problem jego zachowania nie dawał mi spokoju przez kilka dni. Zacząłem rozmawiać ze znajomymi od szkolenia psów agresywnych, analizować jego tok myślenia . Dorota robiła to samo, szukała pomocy u specjalistów, którzy ją coraz bardziej zastraszali i uświadamiali w tym, że psa należy uśpić. Car, po ugryzieniu męża Doroty, trafił na obserwację stacjonarną, w koszmarnych warunkach, bo to zobaczyłem jak z powrotem do mnie trafił. Widziałem go 3 tygodnie wcześniej i nie wyglądał tak, pomimo, że został odebrany ze schroniska. Wychudzony, z licznymi otarciami na pysku. Płakał kiedy odstawiałem go na noc do hotelu i cieszył jak dziecko kiedy rano go z niego zabierałem. Pies agresywny, uśpić i nie ma dyskusji. To były słowa weterynarza odbierającego psa. W tym momencie kłania się typowa nieznajomość rasy, jej specyfiki, a tym bardziej sposobu zachowania i to nie tylko przez lekarzy weterynarii, ale tez i specjalistów od szkolenia psów. Wtedy zdałem sobie sprawę, że pies od samego początku był uświadamiany, że jest wyżej w hierarchii stadnej. Suki się go bały, Dorota pewnie też więc Pan i władca, którego nie było wcześniej nie mógł mu podskoczyć. Należało mu pokazać kto rządzi stadem . Rozumiem kobieta nie ma silnej ręki bo ona jest od głaskania i karmienia. Przemek nie zna psychiki i toku rozumowania dorosłego samca Wilczaka. Wiec nastąpił zgrzyt ideologiczny. Klasyczny konflikt interesów, który nie wynikał z agresji tylko chęci dominacji i pokazania kto jest ważniejszy. Zupełnie inaczej gryzie pies agresywny lub nieprzewidywalny od tego pokazującego swoją dominację. W życiu tak jest bo nikt z nas nie jest alfa i omegą, a każdy podobno uczy się na błędach. Dla mnie to było zupełnie nowe doświadczenie i myślę, że każdy wyciągnie z niego jakąś lekcję dla siebie. Wtedy to co miało się skończyć dla psa zaczęło się i to jeszcze w dużo mocniejszej skali. Wtedy dostałem od Hani ( od Uhoste ) namiary na Rudolfa. Skontaktowałem się z nim telefonicznie i po części się dogadaliśmy czego dotyczy sprawa. Podczas rozmowy telefonicznej z Hanią też poprosiłem ją by porozmawiała z Rudolfem i wytłumaczyła mu w czym jest problem. Zaangażowała się w całą sprawę równie szybko co Rudolf. Za chwilę miałem już kontakt telefoniczny z osobą znającą Polski, a mieszkającą w Pradze, aby można było podać jak najwięcej informacji na temat zachowania psa. Skontaktowała się również ze mną P. Aleksandra Kociołek i cała sprawa ruszyła do przodu. Wtedy zapadła decyzja na Tak i pojawił się problem jak to teraz ugryźć. Weterynarz swoje, ja swoje i jedno co usłyszałem to proszę mi wieczorem głowy nie zawracać. Więc musiałem uderzyć do lekarza wojewódzkiego i pierwsze słowa jakie usłyszałem to nie ma i wtedy przypomniała mi się Pani dzwoniąca z Orange i zacząłem być namolny. W tym przypadku muszę powiedzieć, że było warto bo lekarz ze mną porozmawiał , wysłuchał i przekazał kompetentną osobę, która zajmie się cała sprawą. Za dwie godziny miałem telefon z zapewnieniem , że pies nie zostanie uśpiony, wszystkie paragrafy jakie tego zabraniają i co najważniejsze brak zgody właściciela. Niestety wiejski wet się zawziął i nie wydał zgody na odbiór psa o jeden dzień wcześniej, a i tak z tego co się dowiedziałem to był tym faktem przerażony jak dwie kobiety odbierały Cara . Problemem było przeprowadzenie całej operacji w tygodniu , ale się udało. Tak jak wspominałem na początku Car jest u Rudolfa, a ja miałem okazję spędzić miłe popołudnie . Pies zachował się bardzo klasycznie, uznał wyższość przewodniczki stada, był luzem. Bardzo pięknie się potrafił komunikować z wszystkimi sukami. Oczywiście suka dominująca bardzo upodobała sobie moje pieszczoty i Car to próbował wykorzystać. Przy każdorazowej próbie postraszenia później chował się obok mnie i szukał wsparcia. Jednak cały czas demonstrował pozycją ogona swoją niezależność. Najprawdopodobniej jak oswoi się na tyle by poczuć się pewnym , znowu pokaże pełnię swojej dominacji. Decyzję o jego dalszych losach będzie już podejmował Rudolf i pewnie osoby z czeskiego Klubu. W zasadzie pies pewnie dawno został by już uśpiony, gdyby nie ogromne zaangażowanie i wkład w cała sprawę Agnieszki ( Graby ) i Potem Karoliny ( Mili ).W tym miejscu chciałem podziękować Ani ( sssmok ) bo jako jedyna wyraziła chęć pomocy w ponownym przewiezieniu Cara i poświeciła na to dużo czasu, a ten dystans wynosił już ponad 2000 kilometrów, więc sam sobie bym tutaj nie poradził. Bardzo dziękuję też innym osobom, które dołożyły się finansowo do całej operacji , a nie były to małe koszty. Bez tego wsparcia nie było by szansy na ponowne przeprowadzenie akcji. W pierwszej fazie przewozu przez Anię ( sssmok ) było to prawie 500 kilometrów bardzo złą i zakorkowaną drogą. Pies został odebrany w Płońsku dopiero około godziny 16:00. Następne prawie 700 kilometrów pokonał wynajęty kierowca i dostarczył mi około godziny 22:00 psa, gdzie został przewieziony do hotelu. Ja pokonałem prawie 900 kilometrów i zawiozłem psa do Rudolfa. Oczywiście pies dostał ponownie wyprawkę w postaci 15 kilowego worka karmy i 180 kostek Barfa. Pełną opiekę weterynaryjną zapewniłem mu już wcześniej. Decyzja o zawiezieniu psa do Rudolfa była moją decyzją, bo sam zainteresowany wyraził chęć przyjazdu po psa. Bardzo jego jak i innych bolała sprawa, że pies może zostać uśpiony i nie chcieliśmy do tego dopuścić. Jednak stwierdziłem, że jeśli wyraził zgodę na zaopiekowanie się i pomoc Carowi to my możemy zrobić choć, albo aż tyle . Szczegółowe rozliczenie całej operacji jest u mnie do wglądu dla osób partycypujących w kosztach. Dorota przekazała mi pełne rozliczenie wpłat jakie zostały dokonane na jej konto. Jak to mówią do trzech razy sztuka więc może ten trzeci będzie już szczęśliwym zakończeniem . 1. Pierwszy etap Przejazd Kierowca Piotrków Trybunalski - Będzin - Dobrocin - Będzin - Warszawa 900 km - 320 zł Przejazd Piotrek Warszawa - Piotrków Trybunalski - Warszawa - 300 km - 80 zł Przejazd ja Mińsk Mazowiecki - Warszawa - Tuchlin - Warszawa - Mińsk Mazowiecki - 600km - 190 zł Hotel Warszawa 3 noce x 40 zł - 120 zł Weterynarz ( szczepionki 65 zł, tabletki 2 dawki 40 zł, krople 60 zł, badanie 40 zł , pasta uspokajająca 45 zł) - 250 zł Osprzęt ( kaganiec 20 zł , obroża metalowa zaciskowa 20 zł, smycz 10 zł ) - 50 zł Worek Profilum 15 kilo - 120 zł Profilum 4 x 3 kg - 120 zł Wynagrodzenie wynajętego kierowcy 100 zł Pies został dostarczony na miejsce do Doroty z kompletem weterynaryjnym, kagańcem, obrożą, 24 kilogramami karmy, smycz niestety pogryzł w hotelu. 2. Drugi etap Przejazd Ania Kołaki Wielkie - Orzysz - Płońsk - Kołaki Wielkie - 510 km kwota - 188 zł Przejazd Kierowca Piotrków Trybunalski - Płońsk - Katowice - Piotrków Trybunalski - 690 km - 240 zł Przejazd Grzegorz Dąbrowa Górnicza - Vlcary - Dąbrowa Górnicza - 890 km - 170 zł + 155 zł (1000 koron ) Winietka na autostrady 48 zł Karma Profilum worek 15 k - 120 zł Kostka Barf 180 kostek x 1,25 - 225 zł Hotel w schronisku - 20 zł Kostka Barf dla schroniska 40 x 1,25 - 50 zł Wynagrodzenie wynajętego kierowcy 100 zł Koszty rozmów zagranicznych 100 zł Pies został dostarczony do Rudolfa z kompletem weterynaryjnym jaki został zrobiony wcześniej, kagańcem, 15 kilogramami suchej karmy i 45 kilogramami Barfa. 10 kilo Barfa zostało przekazane na schronisko, bo u nich w hotelu pies nocował. Była to forma podziękowania, że właścicielka zgodziła się nam przyjąć psa późno, bo hotel był czynny do godziny 17. W zestawieniu są ujęte tylko koszty jakie poniosłem ja i Karolina. Zestawienie nie zawiera wszystkich innych kosztów jakie poniosła Agnieszka załatwiając całą sprawę od początku, bo ich nie znam. Nie ujęte też są koszty poniesione przez Dorotę bo też ich nie znam, jak i koszty wszystkich rozmów telefonicznych w tej sprawie jakie zostały odbyte w przeciągu ponad miesiąca, przez osoby zaangażowane. Dostałem od Doroty pełne zestawienie wpłat dokonanych na jej rachunek bankowy. Wszystkim bardzo serdecznie chciałem podziękować za zaangażowanie w pomoc psu. -----Original Message----- From: dorota puch [mailto:[email protected]] Sent: Wednesday, March 24, 2010 12:21 PM To: Grzegorz Stelachowski; graba.czw; Karolina Poniecka Subject: Car Witaj, Grzegorz! Piszę do Ciebie, ponieważ nie dajesz znaku życia mimo, że sms-y docierają do Ciebie /dzwoniłam do Ciebie wielokrotnie na oba numery i nagrałam na "sekretarkę", potem telefon był wyłączony i była inf. w jęz.czeskim/. Spodziewam się, że opiszesz dokładnie przebieg wydarzeń od momentu odebrania psa od Anki w Płońsku. Interesujące mnie informacje /do podania na WD/: kto odebrał Cara w Płońsku, gdzie pies nocował, kiedy pies z Tobą dojechał do p.Rudolfa, jakie warunki są zapewnione Carowi u p.Rudolfa, wydatki, jak p.Rudolf ocenia psa i czy bierze pod uwagę możliwość dalszej adopcji, czy będziemy na forum otrzymywać zdjęcia Cara i krótkie informacje na jego temat. Proszę o przesłanie mi pocztą tradycyjną rachunków oraz drugiego egzemplarza Umowy adopcyjnej. Nie wiem, kiedy odczytasz tego mail-a, ale będę wdzięczna za możliwie najszybszą informację /którą muszą też otrzymać Ludzie z forum, w tym Ofiarodawcy pieniędzy/. Proszę skontaktuj się z Sarielem, który podobno miał być drugim kierowcą, bo dostałam od Niego dwa mail-e w weekend z pytaniem czemu, mimo umowy, nie kontaktujesz się z Nim. Dorota Przesyłam tego mail-a do wiadomości Agnieszki i Karoliny ...................................... Mój dzisiejszy mail do Grześka: Grzegorz, jeszcze nigdy w życiu nie czytałam takiej bufonady... Tak, chyba wkleję cały Twój tekst /oraz ten mail/ na WD ze swoim komentarzem. Myślę, że wykorzystałeś i Agnieszkę i Karolinę i mnie do przedstawienia się, jako bohatera WD, któremu w małym stopniu mało istotne osóbki ciut pomogły. Nie szkodzi, że mi nie podziękowałeś, że przez myśl mi nie przeszło podpisanie zgody na eutanazję... Zadziwia mnie także, że teraz jesteś taki mądry, a mi wytykasz niedociągnięcia i brak wiedzy względem wilczaków. Ja podjęłam ryzyko i przegrałam. Ty tylko gadałeś i korygowałeś swoje zdania w zależności od przedstawionej przeze mnie sytuacji, ale sam psa nie wziąłeś by go ratować. W obecnej sytuacji czuję się bezczelnie wykorzystana dla Twoich malutkich problemów emocjonalnych i PR-u. Raz jeszcze proszę o wysłanie mi Umowy adopcyjnej oraz rachunków. Ja zbierałam na swoje konto pieniądze i ja się rozliczę. I jeszcze jedno: nie masz pełnej listy wpłat... I nie ściągaj na swoją głowę chwały, bo bez Ciebie też pies by do mnie przyjechał, tylko się wciąłeś w akcję. Żegnam, bohaterze -Dorota Puch P.S. Ponieważ sprawa jest publiczna mam nadzieję, że rozumiesz, iż Twój mail /i moja odpowiedź na niego/ też powinna być publiczna. ............................. I jeszcze jeden mail Grzegorza -odp na mój: Widzę Dorota, ze zaczyna wychodzić z Ciebie prawdziwe oblicze. Mnie jest chwała i pogłos niepotrzebny, ale uważam, ze pewne osoby powinny wiedzieć zwłaszcza teraz jak cała sprawa wygląda i jak wyglądała. Tekst jest wstawiony na Ewy forum, każda osoba dostała już ten sam tekst jak i rozliczenie. W sprawie ewentualnych zwrotów to ja sobie sam to będę już uzgadniał. Jak i rozliczeń. Mam wszystkie potrzebne dane do dokonania zwrotów na rachunek bankowy. Z większością tych osób jestem w kontakcie i nie jest to dla mnie problem. Nie będę publicznie roztrząsał problemu rozliczeń bo osób niezainteresowanych to nie dotyczy. Inne kwestie finansowe, jakich nie dostałem mnie nie interesują. Z Hubertem jestem w kontakcie więc jeśli chodzi tylko o niego to ja sobie już to załatwię. Na temat wykorzystania Agnieszki, Karoliny i jak sądzę Ciebie się nie wypowiem. Powiedziałem Ci to już telefonicznie, ze nie masz prawa żądać czegokolwiek względem Cara i jest mi przykro, ze nie wiedziałaś gdzie pies odbywał kwarantannę. Mnie było wczoraj strasznie przykro jak zobaczyłem w jakim jest stanie, jak kuleje, jest wychudzony i poobijany. W nocy tego nie widziałem. Jestem na Ciebie zły i nie będę w tej chwili na ten temat rozmawiał bo za dużo we mnie złych emocji związanych z cała sprawą. Na temat eutanazji się też nie wypowiem bo rozmawialiśmy na ten temat telefonicznie i doskonale wiesz jak ta rozmowa przebiegała. Cieszy mnie fakt, ze następnym razem jak będziesz ratować jakiegoś psa z własnej woli to dasz sobie sama radę. Dziękuje, ze dziś poinformowałaś mnie, ze kontaktował się z Tobą Sariel. Ja się z nim umawiałem telefonicznie na wyjazd we wtorek około 9 rano w Bielsku i ze przed wyjazdem do niego zadzwonię. Niestety dzwoniłem bezskutecznie, a następnie dostałem sms, ze jest na zebraniu i zadzwoni. Nie zadzwonił więc zrobiłem to ja i poinformowałem go, ze jadę sam bo nie będę czekał. Nie jechałem 100 km. Pozdrawiam Grzegorz ............................. Cóż, najważniejsze, że pies wrócił do domu –oby szczęśliwego i spokojnego. Reszta nie ma znaczenia. Mi pozostaje nabrać dystansu do forum, bo nie spodziewałam się takich zachowań. My, ludzie starszej daty mamy zdecydowanie inne wychowanie i pewne określenia /jak honor, zasady, skromność czy bezinteresowność/ mają dla nas inne znaczenie niż dzisiaj. Podejrzewam też, że wszelka wiedza nt. dalszych losów Cara będzie już poza mną... Pozostaje z szacunkiem ............... Sariel-przykro mi, że mimo chęci niesienia pomocy oraz umówienia sie z Grześkiem, ten Cie pominął /eufemizm/ ............... Wilczakrew -uważałam Cię /czas przeszły/ za Człowieka dobrego i uczciwego w swych intencjach ............... |
ooo znowu... Puchatek trzymaj sie :) kto w tym naprawde pracowal liudzie wiedza :)
|
Quote:
I nie wrzucaj wszystkich do jednego worka ;-), tu naprawdę jest sporo ludzi honorowych i z zasadami, wierz mi. 8) Najważniejsze, żeby zorientować się czego się można po kim spodziewać :) |
Moje koszty nigdy się nie liczą w sprawach pomocy (tak mam!) - jak dla mnie to nawet "Graba" w tej sprawie nie musi istnieć - bo są ludzie czynu, którzy u mnie do końca będą na plusie.
Na chwilę obecną zatkało mnie totalnie i więcej się nie wypowiem teraz. |
Puchatek trzymaj sie!!! Jestem zaszokowana:(
|
Mi nie pozostaje nic innego jak podpisanie się pod słowami Graby.
Zwrotu pieniędzy za poniesione przez nas koszty nigdy nie chciałam, jak również rozgłosu: co, kto, ile? Od samego początku zależało mi (wraz z Grabą) na znalezieniu rozwiązania, to zdaje się zostało osiągnięte, co prawda finał nie przywołuje u mnie uśmiechu na twarzy, bolą słowa/w sprawie w której nie spodziewałam się zgrzytów/ które padły i które zapewne jeszcze ewoluują. :| |
robi mi sie niedobrze...., czy pnaprawde to wszystko musi konczyc sie na chorych ambicjach i "rumakowaniu"? Smutne. Ja rowniez ostatniej rzeczy jakiej oczekuje to publiczne rozliczanki i wyliczanki kto ile komu gdzie ..... i czyj to i w jakim procencie sukces...i kto jest ostatecznym wybawca i bohaterem...ktos kto daje sobie prawo do oceny i wydzielania tego "tortu" (któtry notabene nie jest jeszcze nawet dopieczony) jest po prostu ządnym poklasku 'karierowiczem'....
mało Was wszystkich znam i moze nieco z boku to wszystko obserwuje...ale nie moglam sie powstrzymac od komentarza Gdzie w tym wszystkim Car....? |
Quote:
Mądra psina |
dobre....:) szkoda ze jestem w pracy złoty bazant moze by sie pod reke nawinal- sorry za OT
|
Dostosowując do tej sytuacji słowa z filmu "Podejrzani" napisze:
"to have a good PR, you didn't need guns or money or even numbers. You just needed the will to do what the other guy wouldn't" Bo mu wychowanie nie pozwala, bo ma odrobinę przyzwoitości, bo nie ma ochoty na hodowanie oczu z tylu głowy... secki, bo Kasia byla zalogowana. |
Quote:
|
Dlaczego ta cala sytuacja mnie nie dziwi... Ech.
Dodam tylko tyle: 1. Byli chetni na przewiezienie psa z Warszawy do Puchatka - nie bylo kasy na paliwo, ale miala byc zbiorka. Ja do ostatniej chwili bylam przekonana, ze jade, ale w piatek wieczorem dostalam smsa, ze jedzie Grzesiek. Nie bylam jedyna osoba, ktora sie zglosila. 2. Car u Doroty zastraszyl wszystkich??? Eeee??? 3. Rozwazania na temat powodow pogryzienia i zachowania Cara prowadzone przez osobe, ktora nie mieszkala z nim, ale wozila samochodem i umieszczala w hotelach - sa nie na miejscu. Tak samo jak nie na miejscu jest krytyka Doroty przez osobe, ktora psem sie nie zajmowala, ale slyszala cos tam przez telefon i interpretowala po swojemu. 4. Pies odbierany od weterynarza - owszem byl chudy (nie jakos przerazliwie) i mial zadrasniecia na pysku - ale NIE KULAL. Mozliwe, ze kulawizna jest wynikiem calodziennej jazdy samochodami, w niewygodnej pozycji. Ogolnie byl wesoly i w dobrym stanie. Fakt, ze byl trzymany tam gdzie byl - to szok. Ale kwarantanna to kwarantanna - weterynarze ustalaja zasady i mozna im naskoczyc. 5. "Mnie jest chwała i pogłos niepotrzebny" - slyszalam te slowa juz nie raz, chocby w temacie Klubu... Jakos w nie nie wierze. Reszta bez komentarza. To wszystko jest przykre i tyle. P.S. Czas poswiecilam tylko i wylacznie dla Cara. Grzes zrozum to i daj mi spokoj. |
Quote:
|
Jeszcze wstając rano myślałam, że najlepiej będzie jak podam na WD, że zgodnie z umową powinny być rachunki – tak jak, to Dorotka uzgodniła, bo to by było najbardziej w pożądku wobec niej samej. Dziewczyna naprawdę ma dobre serce i chce się wywiązac z zobowiązań chocby danych samej sobie. Ja ją doskonale rozumię, bo na jej miejscu zrobiłabym tak samo.
Po części już wiem dlaczego miałam zrezygnowac z podania swojego konta, chyba jasne jest. (fakt do faktu = real). Chciałam też napisac, że oczekuję dokumentów w Katowicach (bo wtedy miałabym dużo świadków). Ale teraz, po wielkim łyku kawy (i za sprawką Sebastiana), myślę, że nie ma sensu. Po co mamy się dochodzic i wk…….. publicznie, nie ma „co” lepiej olac, a wnioski niech sobie każdy wyciągnie sam. Z drugiej strony, to taka podróż kosztuje wystarczy chocby policzyc kilometry. Jeżeli jednak ktoś chce znac wydatki, to niech pisze do Grześka – w sumie jest to prawo darczyńców (jestem jednym z nich, ale mnie już to wali, bo pies jest bezpieczny – z dala od szukających sensacji POLACZKÓW) Jedno jest bankowo pewne, w życiu by mi nie przyszło na myśl, żeby „wytykac” (Grzesiek!!!) coś Dorocie. Jeżeli nawet po przeczytaniu tych wszystkich postów macie mieszane odczucia, to ja przechylam szalę na stronę Doroty – i dla mnie będzie zawsze WIELKA i w tym temacie czysta. Dzięki Anka za wsparcie i działanie. News taki jest: Car, jest troszkę zmieszany nową sytuacją i potrzebuje kilku dni na oswojenie się. P.S. Hania publicznie dziękuję!!! - sorrki za byki, ale piszę jak zwykle „na szybko” i „tajniacko” |
Car je OK. Ruda psal, že se zatím bojí ostatních psů, ale musí se rozkoukat. Vše je v pořádku,nebojte se o něj.
|
Najwazniejsze że z Carem jest OK. Bardzo ale to bardzo nie chciałabym aby powtórzyła sie historia jak z Iminem....
Jeżeli bedzie jeszcze potzrebna pomoc finansowa - chetnie pomogę -i skontaktuje się z Dorotą. Co do reszty - każdy sam sobie wyrobi zdanie. A Dorocie dziekuje jeszcze raz!!!!! |
[b]To już moje ostatnie wypociny w temacie /chyba już wszyscy jesteśmy umordowani/, tak do wyciągnięcia wniosków...
„napisal Grzegorz, napisala Puchatek co daje chociaz slady przyzwoitosci” /<-Btd/ Podaję mail do mnie ze środy /godz.13:09/–uderzył mnie „brak czasu” autora, gdy zaraz został wklejony tekst na PD /godz.16:08/. Poza tym, czy osoba, która ma wielki żal do mnie pisałaby „Dorotka”? Autor ma też zwyczaj pisać niechlujnie i z masą błędów /gram., ort. oraz literówek/, a tekst-opowieść jest bardzo poprawny językowo –moim zdaniem został przygotowany wcześniej. .... Witaj Dorotko ja dopiero niedawno wstałem i zaczynam ogarniać sytuację. Wróciłem wczoraj po 23 do domu i musiałem się zająć pewnymi sprawami. Jeden telefon niestety nie miał roamingu, a drugi się uszkodził i muszę wymienić aparat. Nie ma piekarni z WD bo nikt nie siedzi i nie czeka na całe rozliczenie z urzędem skarbowym. Jestem właśnie w pracy i robię zaległości, łącznie z księgowością, która muszę skończyć na jutro. Jak będę miał chwilę czasu to zdam ze wszystkiego relację wieczorem , a wszystkim wyślę szczegółowe rozliczenie. Pozdrawiam Grzegorz ....................................... „Punktowanie” tekstu–opowieści o akcji ratunkowej: *„lęk przed kolejnym porzuceniem” –? * „kolejne pogryzienie, które wynikło z braku podstawowych informacji o rasie” –chyba o psach jako takich? Kto po dwóch dniach obcowania z obcym, dużym psem z problemami drażni się o kość? Policjant układający psy? *” Oczywiście ja musiałem zmienić własne plany, pracownik musiał odwołać” –? Poza tym: kto wymusił na policji i weterynarzu skrócenia kwarantanny? *”Niestety wszystko spaliło na panewce więc musiałem sam zawieźć” –? *” Wtedy też zacząłem mieć pierwsze obawy czy Dorota sobie poradzi” –/to powinno „pójść” na priv, ale wolę mieć świadków/ dobrze Ci radzę: unikaj mnie, jak zarazy, bo na najbliższej wspólnej wystawie..., uwierz mi: nie chcesz mnie nigdy więcej spotkać! *„Dorota robiła to samo, szukała pomocy u specjalistów, którzy ją coraz bardziej zastraszali i uświadamiali w tym, że psa należy uśpić” –moi specjaliści: Wilczakrew /mówił o mocnej reglamentacji karmy i ewentualności uśpienia psa/, pani z Częstochowy „od” Grzegorza /wspomniała o człowieku, który osiągnął sukcesy z psem po ostrym naparzaniu go kijem!/, MÓJ SPECJALISTA: p.A Wach –wieloletni szkoleniowiec /z Bratem i Ojcem –autorzy książek o układaniu psów/, który nie wspomniał ani razu o katowaniu i głodzeniu *” musiałem uderzyć do lekarza wojewódzkiego” –ja do powiatu dawałam namiary... *” Decyzja o zawiezieniu psa do Rudolfa była moją decyzją, bo sam zainteresowany wyraził chęć przyjazdu po psa.” –a chcecie znać prawdziwy przebieg całej akcji i wmanipulowanie mnie? Margo: to mogłoby być dla Ciebie interesujące /bez względu na nasze relacje, bardziej cenię sobie prawdę -każdą!/ *” Bardzo jego jak i innych bolała sprawa, że pies może zostać uśpiony i nie chcieliśmy do tego dopuścić” –weterynarze nie uśpiliby Cara przed końcem kwarantanny /proszę o sprawdzenie znaczenia tego słowa w kontekście mojego doglądania psa w tym czasie/ i bez mojej zgody. Wilczakrew chciał skrócenia też tej kwarantanny /tel do wetów/ mimo, że jest to niezgodne z prawem /ale już raz to zrobił z Carem/ Karma profilum? I ta cena? Cena do sprawdzenia /proszę spojrzeć na ceny za 15kg i za 3kg: http://www.krakvet.pl/?gclid=CJ_G4Ni10qACFcOT3wodaEMK0Q Grzegorz przywiózł ze sobą 15kg najtańszego Pedigree /mówił, że mu jeszcze jakaś zalega, to przywiezie –miał ją za darmo/ dla psów dużych i dwa małe woreczki po /1- 1,5kg?/ karmy dla... szczeniaków. Car jadał porządnie: dostawał ok.1,2kg dziennie. Pies był u mnie od soboty /jadł 2 razy –ok. 1kg/ + 9 dni/ok.11kg/ +wtorek rano /1 raz –ok.0,8kg/. Nie ma dla mnie problemu: gdy otrzymam rachunki i Umowę Adopcyjną zwrócę w ilości ok.5kg –nie chcą tego jeść moje psy /a jedzą teraz właśnie Profilum -wpadłam na tę promocję i mówiłam Grzegorzowi/ Kaganiec –za mały /kupował Grzegorz, który był przy psie/ Pasta uspokajająca -kto aplikuje psu o takim ostrożnym nastawieniu do obcych pastę? Tego się nie praktykuje w danym przypadku szczególnie, że pies był wyjątkowo czujny: wynajdywał i pluł tabletkami uspokajającymi podawanymi w mięsie przed kwarantanną u mnie Płacenie wynajętemu kierowcy gdy byli chętni? To wyjątkowe nie liczenie się z Ofiarodawcami i ich często ostatnimi „zaskórniakami” w danym momencie –wiem, co pisali do mnie na priv Darczyńcy Jeden telefon niestety nie miał roamingu, a drugi się uszkodził –ile można się nagadać /za 100zł -oszczędzając koszty/ z zagranicą w tej sytuacji? W zestawieniu są ujęte tylko koszty jakie poniosłem ja i Karolina –? koszty wszystkich rozmów telefonicznych w tej sprawie jakie zostały odbyte w przeciągu ponad miesiąca –codziennie odbierałam po kilka telefonów /trwających każdorazowo nawet do 1godz./ i byłam szczegółowo przepytywana w temacie oraz udzielano mi multum rad /bilingi?/ Przejechana trasa –wyjątkowe szastanie pieniędzmi przy uwzględnieniu faktu, że Wilczakrew mieszka w Dąbrowie Górniczej oddalonej od Będzina 10km! Wg Grzegorza zostało przejechane 3890km, wg mojego wertowania tras w Google /może się mylę/ –ok. 3565km. *”Powiedziałem Ci to już telefonicznie, ze nie masz prawa żądać czegokolwiek względem Cara” –w moim projekcie Umowy Adopcyjnej były zastrzeżenia dotyczące możliwości wizyt, informowania mnie o dalszych losach Cara, wpłynięcie na właściciela, by ten po śmierci Cara oddał materiał genetyczny do badań, oraz zapis o obowiązku przestrzegania polskiego prawa /Ustawy o ochronie zwierząt i k.k./. Grzegorz zrobił korektę i Umowa ma lakoniczny wydźwięk. Nie wiem, czy otrzymam drugi egzemplarz Umowy Adopcyjnej /ani razu Grzegorz o tym nie wspomniał/... .................................... PANI HANKO –OSOBIŚCIE PRZEPRASZAM ZA CZŁOWIEKA, KTÓRY SKOMPROMITOWAŁ NAS /JAKO POLAKÓW/ PRZED WAMI. MAM NADZIEJĘ, ŻE DZIĘKI PANI BĘDZIEMY OTRZYMYWAĆ INFORMACJE O CARZE /LUB OD SAMEGO P.RUDOLFA/ I... MOŻE CZASEM KILKA ZJĘĆ... .................................... Jest mi wyjątkowo przykro, bo na tym wszystkim ucierpią kolejne psy szukające nowych domów. Sytuacja, która została stworzona, utrwali antagonizmy, podejrzenia i zwykłą międzyludzką złość w świecie wilczakowców... :? |
Aaaaa. to je OK , nemám s tím problém . ;-)
Sama se budu o Cara zajímat a budu se Rudy ptát na jeho situaci. Ale myslím, že kdokoliv může Rudovi napsat a zeptat se, on vám všem rád odpoví. Když budete v Čechách, můžete se na něj jet podívat. Ruda o něm bude mít určitě informace na jeho stránkách: http://www.psycholog-psu.com/ Já jsem ráda že žije a že se v pořádku dostal k Rudovi. Už tam bydlelo, bydlí a určitě bude bydlet hodně vlčáků, kteří mají v životě smůlu na lidi. Takže já to klidně ukončím tak, že jsem za Cara ráda......Žije-to je hlavní. Děkuji všem, kvůli kterým nebyl uspaný ................ |
Dziekujemy Ci Hanko!!!! Najważniejsze że CAR zyje!!!
|
Quote:
Będziemy bardzo wdzięczni jeśli czasem coś o nim na forum napiszesz.:gent Doroto - nie myśl już o tej sprawie, szkoda nerwów i szarpania emocji. Chyba każdy mniej więcej wie, co i dlaczego się stało, więc nie musisz nic nikomu tłumaczyć. Pies żyje, dzięki Tobie zyskał na czasie, co go pewnie uratowało i to jest najważniejsze! |
Dorota, zrobilas kawal dobrej roboty, razem z innymi osobami, ktore byly w to wciagniete. To co G.ada, jest niewazne.
Niech Carowi bedzie dobrze! |
Hanka, dakujeme tez :)
Dorota, tu WIELKA !!!! masz potrzymanie i gratulacje za to co robis nie tylko od mnie no i od innych wlascicieli wilczakow na LT. |
Aby nie było szeptania i przekłamań, wklejam tekst podany dzisiaj przeze mnie na PD.
OŚWIADCZENIE Ze względu na obecną sytuację mającą przedstawić mnie jako potwora, który doprowadził do okaleczenia psa Car w trakcie trwającej kwarantanny-obserwacji w miejscu odosobnienia wyznaczonym przez lekarza weterynarii, oświadczam: dokonano na mnie zemsty za brak chęci współpracy mającej na celu znieważenie i upokorzenie jednej z Osób biorącej od początku udział w sprawie oraz odegraniu się na Margo i Jej sprzymierzeńcach. Przebieg całej historii związanej z psem jest niesmaczny w momentach, w których bierze udział Wilczakrew, wyrzucony z forum Wolfdoga. Moja znajomość z tym panem rozpoczęła się jeszcze za czasów, gdy ten czynnie brał udział w forum. On pierwszy skontaktowł się ze mną w celu ostrzeżenia, jacy podli i perfidni ludzie są w świecie wilczakowców. Od niego dowiedziałam się: jakie są /wg niego/ przekręty na wystawach, bonitacjach i w samych hodowlach, a także nieeleganckie szczegóły z życia prywatnego forumowiczów /alkohol, sprawy intymne i emocjonalne/. Być może uważał, że ta wiedza jest mi potrzebna zanim poznam kogokolwiek z wilczakowców w realu. Nie oszczędził nawet Ludzi z bliskiego swojego otoczenia, z którymi cały czas ma dobre stosunki. Podejrzewam, że w momencie, gdy któryś z Nich wystąpi przeciwko „bohaterowi carskiej akcji” i na Niego Wilczakrew przygotuje misterną pułapkę. Bo względem mnie do takiej manipulacji doszło. Osoby zaangażowane w sprawę wiedzą, jaka była moja rola i czym się kierowałam. Mam nadzieję, że właśnie stąd i z poczucia sprawiedliwości w tej chwili bronią mnie przed oczernianiem. Przedstawiam ostatni raz sytuację /i fakty do tej pory nieznane/ i osobę –twórcę intrygi. Do przewiezienia do mnie z Warszawy Cara zgłosiła się także Sssmok. Jak każdy z nas czasem ma, nie miała funduszy na paliwo, ale >służyła< czasem i samochodem . Bez problemu i poświęceń /przedstawianych teraz na forum PD/ pies mógł do mnie trafić. Ale Wilczakrew wykluczył Ją z możliwości pomocy /dlaczego -tylko ja wiem/. Przed przyjazdem do Tuchlina /by odebrać Cara/ przygotował jednak dziwną propozycję /w której miałam wziąć czynny udział/: ponieważ na szczeniaki Ani nie było wszystkich odbiorców, Wilczakrew doszedł do wniosku, że dziewczyna klepie totalną biedę i nie ma za co wykarmić psiaków, dlatego trzeba Jej zrobić zapomogę. Zaproponował mi, by jeden worek karmy >charytatywnie< został Sssmokowi przekazany, a koszty ponieśli Darczyńcy. Gdy padło to stwierdzenie oraz, że >nikt się przecież o tym nie dowie oprócz nas<, nie wyraziłam na to zgody. I w tym momencie przestałam być >przyjacielem< . Oświadczam, że gdy Ania przyjechała do mnie odebrać psa, sama powiedziałam Jej o tej dwuznacznej propozycji i wyraziłam niezadowolenie /padło nawet z moich ust stwierdzenie, że może to być w przyszłości wykorzystane publicznie przeciwko Niej/. Ania okazała się osoba wspaniałą: z całą stanowczością odmówiła brania jakiejkolwiek karmy dla siebie. Wiedziała od G.S., że ten szykuje Jej taki >prezent< i to wzbudziło w Niej stanowczy sprzeciw już wcześniej. Oświadczam, że żadna karma wymieniana publicznie przez p.G.S. do mnie nie dotarła. Wiem, że to mało, bo świadkami są tylko moje Dzieci, które były przy przyjeździe psa i widziały, co zostało przywiezione. Padło nawet stwierdzenie, że są zdziwione, że człowiek, który tak dba o swojego psa Carowi przywiózł najgorsze badziewie. Nie wymagam, aby ktokolwiek mi wierzył –wystarczy, że oboje z p.G.S. w swoich sumieniach wiemy, co przywiózł. Był tak sprytny w swoim planie, że karmę Profilum rzeczywiście kupił /co widziała Mila/, ale ta karma do mnie nie dojechała nigdy. Specjalnie też był wzięty aparat fotograficzny: Wilczakrew wiedział, że po kwarantannie-obserwacji /widział to w poprzednim miejscu pobytu psa/ Car na pewno będzie wychudzony. Szkoda, że nie powiedział publicznie, że do mnie pies trafił z zasklepionymi ranami i bliznami. Szkoda też, że wtedy nie porobił zdjęć ran /które były zasłonięte sierścią –co sami wyczuliśmy pieszcząc psa/... Na zdjęciach wklejonych do galerii WD, widać jak pies przybrał na wadze i ile w nim było energii. Nie jest moja winą /i nigdy tym siebie nie obciążę/, jak zachowują się niektórzy lekarze weterynarii, którzy z założenia /na bazie osobistych doświadczeń/ przygotowują się na ostateczne wyjście, jakim jest uśpienie zwierzęcia. Chcę też publicznie powiedzieć z całą świadomością, że pomysłodawcą wyjazdu psa do Czech była Margo. Po Jej poście dostałam od G.S. telefon, że mam napisać, iż od dnia poprzedniego trwają rozmowy w tej sprawie. Tak napisałam, ale wieczorem też telefonicznie Wilczakrew powiedział mi, że nie da satysfakcji Margo, iż to ona wskazała p.Rudolfa i że dopiero tego dnia rozpoczął starania o załatwienie miejsca dla Cara w Czechach. Tak właśnie wyglądało wmanipulowanie mnie w bezpośredni konflikt Wilczejkrwi z Margo. Jest mi autentycznie przykro, że nie zapewniłam Carowi stałego miejsca pobytu. Przegrałam na całej linii w tej konfrontacji, pies nie był dla mnie, bo błyskawicznie >ustawił mnie w szeregu< i nie ukrywam, że po pogryzieniu mojego Męża zaczęłam się psa bać /a dawał powody/ oraz, że stanęłam przed dylematem: Rodzina czy pies z problemami /po części ukrywanymi wcześniej przede mną/. Nie będę mówić o smutku, jaki przeżywałam w związku z tym dylematem –wystarczająco mocno zrobiłam z siebie idiotkę żebrząc o pomoc u Czechów*. Szkoda, że Ci, którzy tak łatwo mnie oceniają i potępiają, nie wyszli od początku z chęcią pomocy –to zostawiam Im i Ich sumieniom. Przecież wiedzieli na bazie własnej wiedzy i doświadczeniu hodowlanemu, że mogło skończyć się nie tylko >banalnym< pogryzieniem, a jednak nie mówili głośno o takiej ewentualności. Moje słowa puszczam na forum wilczaków bez jakiejkolwiek wiedzy Graby, Mili i Sssmoka. Od nich tylko zależy /i Im to zostawiam/, czy potwierdzą moje słowa w sprawach o których wiedzą, bo zdaję sobie sprawę, że trudno w dzisiejszych czasach mówić głośno prawdę. Bez względu na to, co zrobicie Dziewczyny, nadal będziecie dla mnie Ludźmi honoru umiejącymi bezinteresownie i z poświęceniem walczyć o >braci mniejszych<. A właśnie ta bezinteresowność i poświęcenie wymienionych przeze mnie Dziewczyn powinny być tematem ewentualnych rozmów o akcji, a nie rozczulanie się nad bohaterstwem człowieka, który od samego początku nie działał bezinteresownie, chcąc zaspokoić swoją potrzebę istnienia w świecie wilczaków. Działać zaczął dopiero w momencie, gdy ja powiedziałam, że psa wezmę /chociaż akcję obserwował od początku –bo WD jest jego >prasówką< w każdej wolnej chwili/ Żądam /w trybie natychmiastowym/ zlikwidowania mojego konta na forum >Wilk z Polskiego Dworu< /samej nie udało mi się tego zrobić dzisiejszej nocy/. Nie jest dla mnie honorem być na jednym forum z człowiekiem, który kieruje się bardzo niskimi pobudkami /co odczułam na własnej skórze/ i nie ma bladego pojęcia, co oznacza bezinteresowność i szacunek do ludzi. Margo sama zadecyduje, czy zechce mnie też wykreślić z WD –to pozostawiam Jej i podporządkuję się każdej decyzji –ja nie będę przez Męża tworzyć drugiego konta, by po cichu brać udział w życiu wilczaków i nie będę >szczuć< kogokolwiek na Nią czy Jej otoczenie. Nie zamierzam też brać udziału w tworzonej równolegle na WD przez p.G.S. Grupie Inicjatywnej dla Klubu, której spotkanie zaplanowano na wystawie w Katowicach –ja świadomie po przemyśleniu sprawy /już dawno/ nie wpłaciłam pieniędzy za udział w wystawie /–co jest do sprawdzenia/. Do Margo: nie jest moim zamierzeniem podlizywać się Tobie czy komukolwiek, już mnie poznałaś na tyle, że wiesz ile przed nami jeszcze potyczek /jeśli będę na WD/. Ale co >swój oficjalny wróg< to >swój oficjalny wróg<. Nie liczę na zrozumienie, ale ja tak mam: zawsze działam oficjalnie /nawet przed atakiem/ i nie udaję przyjaźni. Do Ewy /PD/: szkoda, że obie się pomyliłyśmy względem siebie. Mam nadzieję, że jednak rozumiesz, czemu nie mogę brać udział w Waszych planach –nie jest nam ze sobą po drodze. Nie, żebyśmy się nawet >nie lubiły<, ale to kwestia charakterów, wartości i różnie pojmowanych zasad życiowych. Do Graby, Mili i Sssmoka: zaszczytem było dla mnie mieć z Wami kontakt Do Wilczejkrwi: dzięki za >ostrą jazdę bez trzymanki<. I przyznaj się, po co zaistniałeś na stronie Klubu u Sssmoka /ja właśnie dlatego tam nie jestem/. Nie było moim celem napisanie tego wszystkiego dla litości. Litością gardzę i mam ją gdzieś. Ale w tradycji przed straceniem skazańca ma on prawo do jednego życzenia –moim było poinformować także Ciebie -Basiek, że w sprawie jest drugie dno. Ale ja nie tworzę >drugiego obiegu< w sieci i nie zajmuje się szeptaniem po kątach /w odróżnieniu od G.S. między innymi/ - ja wprost rozmawiam z ludźmi /czy to z przyjaciółmi czy z wrogami/. A resztkę karmy będącej w reklamówce zapomniałam Ani dać, bo się okrutnie zagadałyśmy. Nie oczekuje odpowiedzi, aczkolwiek spodziewam się kolejnych ścieków i aktów męczeństwa herosa. Mnie sprawa przestała dotyczyć –niech on nadal bryluje i knuje. Zamęczyłam wszystkich elaboratem –przepraszam, już nie będę. Wiem, że wielu przeczyta to >po łebkach< i swoje nadal będzie klepać, ale ja teraz czuję się autentycznie uwolniona od G.S. Przepraszam, że nie uwierzyłam w ostrzeżenia przesyłane mi prywatnie –rzeczywiście musiałam >dostać lanie<. .................... Btd- dzięki...nie spodziewałam się po Tobie takich słów. Może właśnie dlatego, że G.S. zupełnie inaczej przedstawił mi także Ciebie i Twoje >problemy<. .................... * -sorry, Czesi,za kolejna polską wojenkę .................... |
Puchatek!!!!! neprzeprzasaj se. U nikoho jsi o pomoc nežebrala, neboj se. Já jsem Carův problém sledovala od začátku. Agusia věděla, že stačí napsat a v Čechách se rozjede záchranná akce. Ale Agusia mu sehnala nový domov u tebe v Polsku, takže naší pomoci nebylo třeba. Až když Car pokousal tvojeho muže, tak jsem rychle volala Rudovi, a domluvili jsme přestěhování, dřív než by jej někdo uspal.
To je OK. Do budoucna víte, kde hledat pomoc, když bude nějaký vlčák v problému. Rudu tady zná každý a ví, že pro vlčáka jede i přes půl Evropy. Ať je bázlivý nebo agresivní, všem se snaží pomoct. |
Jeszcze raz napiszę - DOROTA TRzymaj sie!!!! Jestem z Tobą. Nie zawsze zgadzałam sie z tym co pisałaś - ale w tym przypadku szanuję Ciebie ogromnie za prawdę i chęć wyjaśnienia sprawy do Końca. " Co nas nie zabije - to nas wzmocni".:)
|
"w tworzonej równolegle na WD przez p.G.S. Grupie Inicjatywnej dla Klubu"
Pomyłka -miało być PD. ............... Hanka - dziękuję ............... Szasztin- :) |
Czy mógłby ktoś przetłumaczyć tekst Hanki? :)
|
To do czego posuwa sie Grzesiek na forum vlcak'a to dno.
W zyciu nie sadzilam, ze drugi czlowiek moze byc do tego stopnia zaklamany i moze tak nienawidzic innych ludzi. Pies dla niego nic nie znaczy - najwazniejsze to dokopac innym - jak nie ma za co, to wymyslic powod. A zaslanianie sie zdjeciami biednego Cara, to juz dla mnie sciek. Powiem jedno - mam nauczke i nigdy wiecej nie wezme udzialu w czyms, w czym bierze tez udzial Grzes. Chetnie pomoge - jesli bede miala mozliwosci - innym psom, ale nie jesli on sie bedzie w to mieszal. |
Quote:
Puchatek, nie przemuj sie. U nikogo o pomoc nie zebralas, nie boj sie. Prblem Cara obserwowalam od poczatku. Agnieszka wiedziala, ze wystarczy napisac a w Czechach rozpocznie sie akcja ratunkowa. Ale Agniszka znalazla mu nowy dom u Ciebie w Polsce, wiec nasza pomoc nie byla potrzebna. Kiedy Car pogryzl twojego mezy, zaraz zadzwonilam do Rudy i dogadalismy sie na przeprowadzke, zanim go ktos uspi. To jest OK. Teraz wiecie, gdzie szukac pomocy, gdy jakis wilczak bedzie mial problemy. Rude zna tu kazdy i wie, zle dla wilczaka przejedzie i pol Europy. Czy jest strachliwy, czy agresywny, wszystkim stara sie pomoc. |
Quote:
i gratuluje siły na to by sprawę do konca dojasnic.... |
Mialam nie pisac - ale wlos staje na glowie, gdy sie czyta niektore wypowiedzi...
Historie Cara pilnie obserwuje, ale powiem wprost: w tej sprawie nie kiwnelam nawet palcem, bo... nie bylo juz takiej potrzeby. Wiedzialam, ze dziala duza grupa bardzo konkretnych osob, ktora wszystko doskonale zalatwia. Calosc byla przeprowadzona wzorcowo... Dla mnie to byl dowod (a raczej sprawdzian), ze wilczakowcy potrafia dzialac... Co do samej adopcji - wybaczcie, ale nie powinno nikomu sie niczego wypominac... Obojetne co kto psu podarowal - czy to byla smycz, karma. Obojetne jaka dal i ile. Wazne, ze DAL! Liczy sie fakt. Czesc osob nie mogla nic zrobic osobiscie - wiec wsparla sprawe finansowo. Czesc pomogla - za zwrot kosztow. Nie dostrzegam nikogo, kto robil cos, aby ZAROBIC!!!! Wiec nie wystawiajmy nikomu takiej etykietki. Podziekowanie nalezy sie kazdemu pomocnikowi i za kazda zlotowke. Pieniadze byly zbierane na przejazd Cara, wiec bylo JASNE, ze osoby, ktore pomoga dostana zwrot kosztow paliwa. I darczyncy wiedzieli na co pojdzie ich kasa. Nie bylo zadnego oszustwa. Jesli Grzesiek dal rade przewiezc psa taniej - niech bedzie. Ale sorry wypominac cos smokowi, ktory tez chcial jedynie ZWROTU za paliwo.... Bo jesli pojdziemy tym tropem to potem bedziemy pietnowac osoby, ktore co prawda chcialy pomoc, ale maja paliwozerne silniki. Zrobimy z nich zachlannych oszustow tylko dlatego, ze ich auta spala 2x wiecej niz np auta wlascicieli diesli? Nie powinno byc tez szokiem to, ze Puchatek mogl przyjac pomoc dla psa. Nikt chyba nie chce teraz nam tu wmawiac, ze wziela Cara, bo wyczula w tym sposob na darmowe wyzywienie dla swoich psow!!!!! To dorosla osoba, ktora JAK NIC dokladnie wiedziala, ze to tez wydatki... I wziela to pod uwage. Psy nie musza trafiac do warunkow palacowych, do ogromnych wylozonych marmurem domow, na skorzane kanapy, na duze wybiegi z angielskim trawnikiem. Gdzie miski wypelnia najdrozsza karma i wolowinka z lewego boku. Liczy sie to CO dostaja od LUDZI... A jesli kogos poruszyla historia Cara i postanowil go wspomoc MIMO TEGO, ze ten mial juz dom. Ze postanowil przekazac Puchatkowi pieniadze to nic w tym karygodnego i MIAL DO TEGO PRAWO. Na psich forach taki sponsoring to zadna nowosc. Wiele osob ma psy z adopcji i utrzymuje je m.in z datkow. Jesli natomiast ktos uwazal, ze skoro Puchatek wziela psa to teraz "niech sama zywi" - tez mial do tego prawo. Nie musial dawac ani zlotowki. Nikt nikogo do niczego nie zmuszal! Co do samej historii Cara: 1) Nagle pojawilo sie tyle glosow osob, ktore "wiedzialy, ze tak bedzie". To dlaczego nikt nie ostrzegl Puchatka? Dlaczego nikt nie napisal, ze taki pies to nie dla niej??? 2) Dziwi mnie, ze po Puchatku jada osoby, ktore sa generalnie ostatnimi, ktore taka krytyke powinny pisac. Puchatek nie dal rady - niestety. Ale tez darujmy sobie krytyke, bo tak juz z psami po przejsciach bywa... Czlowiek nie wie co w nich siedzi do czasu, gdy sie o tym nie dowie... "Na oko" po kilku godzinach, czy jednym dniu obserwacji NIEWIELE widac. I NIE MALO ZNACZENIA czy psa odebral by Puchatek, czy zrobil to ktos inny. Car okazal sie byc o wiele bardziej problematycznym psem niz bylo o nim pisane. Jego atak na czlowieka zostal opisany jako atak z winy czlowieka. Czego wiec miala sie obawiac Puchatek, skoro doswiadczenie z psami MA? Wszystko moglo sie ulozyc dobrze, a ze sie tak nie stalo... TRUDNO. Stalo sie. Z jednej strony troche niedokladnie zostal rozpoznany charakter Cara. Z drugiej - okazalo sie, ze ma takie urazy z ktorymi Puchatek sobie nie poradzi (jak zreszta wiekszosc z nas). Ale moglo byc calkiej inaczej... Doswiaczenie jest wazne, ale nie zalatwia sprawy, bo kazdy taki przypadek jest inny. Wymaga glownie elastycznego podejscia... Kazda adopcja duzego psa jest troche ryzykowna, bo czasem sie trafi na Irana, ale czasem na Cara... 3) Krytykuje sie Puchatka za brak doswiadczenia z SAMCAMI tej rasy. A krytykuja osoby, ktore doswiadzenie niby maja, ale i tak w swoim czasie 'polegly' i doszlo u nich po pogryzienia czlowieka z rodziny. I to przez psy wychowanego od szczeniaka!! I teraz krytykuja kogos, kto dostal psa po przejsciach? Poza tym "doswiadczenie" jest ciezkie do zdefiniowania. Czasem specow graja ci, ktorzy nie maja kompetnie pojecia i mielismy 2 przypadki, gdy z psami radzili sobie laicy, a 'spece' wysiedli... ;) Mam w domu agresywna suke owczarka - wzielam ja mimo kompletnie braku doswiadczenia z agresywnymi sukami ONow... ;) Bestia byla taka, ze pani domu wsuwala jej miske do kojca na kiju... Tak, to wlasnie moja ukochana Dora... pies do rany przyloz... domowy przytulaka.. Nie chodzi mi o to, aby dawac agresywne psy laikom, ale o to, ze kazdy przypadek jest inny... Nie ma na to regulek, kto jest dobry, a kto nie... 4) Pani Ewa zarzuca, ze Czesi nic nie robili. Ze pewnie sprawe zignorowali, bo maja za duzo wilczakow w schroniskach u siebie. Pomijam juz fakt, ze hodowca, ktory sie promuje na speca od rasy, o doskonalych kontaktach z czeskim guru od rasy powinien doskonale wiedziec, ze czeski system pomocy takim psow jest SWIETNY i dziala bez zarzutu. Ze w momencie znalezienia wilczaka w schronisku ludzie z klubu staraja sie skontaktowac z wlascicielem, hodowca, a jesli sie to nie udaje to psu szuka sie nowego domu. Dziala to tak sprawnie, ze mimo bardzo duzej ilosci psow tej rasy ich ilosc w schroniskach jest mala. A jesli juz sie taki trafi to szybko to schronisko opuszcza. Tak samo reakcja Czechow w sprawie Cara byla natychmiastowa - osoby z komisji hodowlanej psa identyfikowaly. Co zreszta doskonale widac, gdy przeczyta sie caly temat o Carze. 5) Basiek daje siebie jako przyklad doskonalej adopcji... Zacznijmy od tego, ze jeden z czeskich psow zostal najpierw pani odmowiony, gdyz sprawa byla zalatwiana przez 'posrednika', co sie hodowcy nie spodobalo. Sprawa adopcji suczki jest sprawa O WIELE latwiejsza niz sprawa adopcji psa po przejsciach. Szansa na sukces jest wieksza. Ale to nie oznacza, ze nie nalezy PROBOWAC. To, ze Ginka byla odbierana osobiscie - radze wlasnie zwrocic uwage na to, ze sprawa Ginki nie byla sprawa "gardlowa". Natomiast Car potrzebowal nowego domu szybko. Osobisty odbior sie chwali, ale nie zalatwia sprawy. Kilka godzin, czy nawet kilka dni to NIC, bo "ukryte wady" psa wychodza czasem nawet po miesiacu. Tak jak pisalam - NIE MA TU REGUL. To ze komus sie udalo nie oznacza, ze zrobil lepiej, tylko ze mogl miec latwiej, albo wiecej szczescia. Asystowalam przy wielu adopcjach suk i w tym wypadku "zwroty" praktycznie sie nie zdarzaja. 6) Przyznaje, ze Basieka mam troche na oku, bo co innego, gdy bledy w ocenie psa popelnia "przecietny wlasciciel" wilczaka, a co innego osoba mianujac sie BEHAWIORYSTA! Twierdzenie, ze dominacja i agresja Cara wynika z braku postepowania z takim psem jest.. bzdura... I wlasnie z powodu takiego ignorowania tego co widac w tym psie doszlo do pogryzienia... Nie mozna pisac, ze to pies dominujacy z dobra psychika o psie, ktory jest dominujacy, a swoje zdanie probuje wymoc zebami atakujac ludzi... Mam sprawozdanie z jego pierwszej adopcji. Mam opis psa od ludzi, ktorzy go wiezli. Mamy wreszcie charakterystyke od Rudy: "pies ma dość mocną psychikę, jest inteligentny i okazuje wszelkie oznaki dominacji". Te "wszelkie oznaki dominacji", to latanie z kita w gorze wsrod ludzi to wlasnie powody agresji tego psa. Jesli ktos mu podpadnie to Car tlumaczy po swojemu, ze to on jest tu panem. Nawet jesli podpada mu czlowiek. Stad ofiarami atakow nie byly osoby DELIKATNE, czyli KOBIETY, ale wlasnie inne osobniki 'dominujace', czyli mocni mezczyzni... Car nie jest "swirem", to nie jest uposledziny pies. Ale pies, ktory zostal tak wychowany/uksztaltowany, ze jest BARDZO problematyczny. 7) Car trafil do Rudy - i niebiosom musimy dziekowac za Rude. ALE pamietajcie, ze takich psow potrzebujacych pomocy jest wiecej. Ze Ruda nie ma 1-2 psow. Ma ich wiecej. Dlatego wszyscy ludzie od wilczakow zwracaja sie do niego dopiero w ostatecznosci. Najpierw kazdy stara sie znalezc dla psa normalny dom - taki, gdzie pies bedzie czlonkiem rodziny. Jesli problemy psa sa male to poradzi sobie z nimi kazdy, kto bedzie probowal. Jesli sa wieksze - tez znajda sie ludzie, ktorzy podolaja. Do Rudy kieruje sie psy, ktore rzeczywiscie sa mocno "skrzywione" i do adopcji sie nie nadaja. Ruda pracuje z nimi, a jesli uda sie je wyprostowac to ida do nowych domow. Jesli nie to...zostaja. Nie ma mozliwosci ani sensu, aby wszystkie zostawaly u niego, bo po kilku latach jego dom bylby jak calkiem spore schronisko. Gdzie nie ma FIZYCZNEJ mozliwosci zapewnic psu godnego zycia (kontakt z ludzmi). Ruda jest ratunkiem dla wielu psow - ale tez warto pamietac, ze nie chodzi o to, aby z miejsca wysylac mu kazdego problematycznego wilczaka... Miala byc adopcja, wyszla wielka walka... I masa niepotrzebnych atakow... Nie atakujcie Puchatka, bo na serio nie ma za co. Psy zmieniaja domy, ale daje Wam slowo, ze takie "typy" jak Car zdarzaja sie sporadycznie. Psy z drugiej reki maja problemy, ale zwykle sa to szczegoliki. Szukaja nowych domow, za ucieczki, sikanie w domu, niszczenie rzeczy, strachliwosc... Za cos co daje sie latwo rozwiazac - czemu daje sie zapobiegac. Agresorzy pojawiaja sie zwykle pod przykrywka "wspanialych charakterow", "wybitnie spokojnych psow" czy "psow do strozowania". Moga byc super psami na czas transportu, na czas obserwacji i dopiero po "zadomowieniu sie" pokazywac na co je stac. Dorota sie 'przejechala', ale blad mogl popelnic kazdy. Pies zyje, nie "wcielo go". Znaleziono nowy dom. Probowala i chwala jej za to. Nie udalo sie - pech. Ktos inny moze miec wiecej szczescia i biorac bitego wilczaka ze schroniska moze trafic na przyjaciela do konca zycia... Ja tematu nie traktuje jako lansu Puchatka - historia Cara byla otwarta dla wszystkich. Wszystko odbywalo sie online. Dzieki temu mozna bylo obserwowac losy "naszego" Cara. I prawde mowiac byloby O WIELE mniej problemow z wilczakami, gdyby ludzie nie bali sie pisac o swoich problemach otwarcie. O tym z czym maja problem.... |
Nie wiem czy ten temat jest do końca odpowiednim miejscem, może niektórzy uznają to za offtop ale co tam...
Wolfdoga i inne wilczakowe fora śledzę od czasu kiedy zapałałem miłością do tej rasy. Szukałem informacji nie zagłębiając się w inne tematy. Teraz kiedy mam już swojego udomowionego wilka przeglądając to forum zaczynam dochodzić to przekonania że całe wilczakowe środowisko już dawno nie działa ze względu na psy. Znajdzie się tu sporo informacji na temat rasy, kilka ciekawych tematów ale reszta to dno. Ludzie obrzucają się na wzajem błotem, obgadują innych za plecami. rozpuszczają plotki, niekiedy między wierszami w tematach o nowych miotach, kiedy ktoś przymierza się do wilczaka można wręcz wyczytać "Nie bierz od niego bo to, od niego też nie bo tamto. Moje psy są najlepsze! Bierz tylko ode mnie!". Zdarzają się osobniki w stylu pana Grzegorza, gdzie na komentowanie jego zachowania po prostu brak słów. Na każdym kroku widać perfidną rywalizację między hodowcami, wspomagana przez swoiste fankluby hodowli. Wartościowe rady często giną w bzdurach wypisywanych na zasadzie "przecież ja wiem lepiej" albo "tak będzie lepiej, nie sprawdziłem tego ale czytałem gdzieś w necie i musi być dobrze". Z zasady staram się nie używać mocnych i wulgarnych słów, ale zrobię wyjątek: moim zdaniem środowisko wilczakowe robi sie coraz bardziej popierdolone, coraz mniej przyjazne dla przeciętnego miłośnika psów który chciałby poznać bliżej rasę i posiadać własnego wilczaka. Jeśli kogoś mierzwi w tym miejscu użyty przeze mnie podwórkowy język jeszcze raz przepraszam, ale może co do niektórych dotrze to w ten sposób, osoby postronne powinny mnie zrozumieć. Drodzy hodowcy, rozumiem istniejącą między wami rywalizację ale czy musi ona się odbywać kosztem psów? Jedynym miejscem gdzie wasze zwierzęta powinny rywalizować to ringi wystawowe bądź zawody psich sportów. Po co obmawiać innych? Po co udowadniać że moje zwierzęta są lepsze? Tym samym jeżeli ktoś pokieruje się waszymi aluzjami wyrobi sobie o innym hodowcy negatywną opinię i tym samym jakiś Bogu ducha winny szczeniak traci szansę na spokojny i dobry dom. Zadajcie najpierw sobie pytanie: Czy hoduję wilczaki dla nich, bo kocham zwierzęta i naturę akurat tej rasy czy robię to dla kasy? Jeżeli to drugie to obmawianie innych jest pewnie dla was jak najbardziej na miejscu, wszakże to konkurencja więc z nią trzeba jakoś walczyć, ale napisałem wyżej jaką krzywdę robicie tym samym psom. Ale jeżeli ktoś jest inteligentny i tak nie weźmie psa od takich ludzi. Hodowanie psów tylko dla pieniędzy mija się z celem, potencjalny nabywca i tak wyczuje czy zależy wam na psie i tym żeby miał dobrze w nowym domu czy zależy wam na tych szeleszczących papierkach z polskimi królami w kieszeni klienta. Szanowni "znawcy rasy": błagam, jeżeli macie jednego wilczaka w dodatku to wasz pierwszy pies tej rasy nie róbcie z siebie wyroczni. Można dzielić się doświadczeniem ale nie na zasadzie "bo ja wiem lepiej, przecież mam już psa 2 lata więc wiem wszystko". Czytając niektóre tematy wręcz jak na dłoni widać takie wypowiedzi, między innymi poprzez kąśliwe komentarze autorów takich bredni pod często wartościowymi uwagami albo podważeniem szerzonych przed delikwenta wierutnych bzdur. Mój apel na koniec do wszystkich miłośników rasy, użytkowników wolfdoga a szczególnie posiadaczy tych wspaniałych psów jakimi są bez wątpienia Czechosłowackie wilczaki: Usiądźcie kiedyś w towarzystwie swojego psa/psów, spójrzcie im głęboko w oczy i zadajcie sobie pytanie: czy wasz pies jest dla was przede wszystkim przyjacielem czy tylko pretekstem do tego żeby sobie popisać na tym forum, nakarmić swoje ego lub zapewnić sobie poczucie bycia kimś wyjątkowym, bo mam wilczaka. Szczególnie aktywni forumowicze, czy żyjecie z wilczakiem dla niego czy dla tego forum. Na koniec chciałbym podziękować Sssmokowi: za poświęcony czas i cierpliwośc w wyjaśnianiu wielu wilczakowych problemów, za pomoc i rady w wychowaniu i perwszych dniach wilczakomani a przede wszystkim za wspaniałego przyjaciela jakim jest Seriat. Mimo iż dzięki niemu mój język sparszywiał chwilami niesamowicie, mimo zszarganych momentami nerwów i artystycznych upiększeń pokoju kocham tego zbója. Nie musi mieć szkoleń, tytułów czy Bóg wie ilu nagród na koncie, ważne że mogę z czystym sumieniem powiedzieć im mam prawdziwego przyjaciela. Jeżeli komuś nie podoba się moja wypowiedź proszę bardzo, nie interesuje mnie co dalej się tu będzie działo. Wolfdog inne tego typu fora będę starał się omijać szerokim łukiem i korzystać z nich tylko w ostateczności. Jeżeli kogoś uraziłem to szczerze przepraszam, chociaż uważam że ktoś kto ma rzeczywiście czyste sumienie i naprawdę kocha psy nie powinien czuć się moją wypowiedzią w żaden sposób dotknięty. Pozdrowienia dla wszystkich prawdziwych wilczakarzy Damian |
W odpowiedzi na mailowe zapytanie dotyczące zebranych funduszy oświadczam, że jeśli z mojej części składki coś zostało, to proszę o przelanie tej sumy na schronisko Rudy.
Po tym co powyżej przeczytałam, uważam, że z niektórymi ludźmi nawet o jednej złotówce należy rozmawiać publicznie. :( Wyjaśnienie: Naturalnie nie miałam na myśli Puchatka, ani nie sugeruję, że ktokolwiek cokolwiek zdefraudował w sprawie Cara. Chodziło mi o to, że istnieje gatunek ludzi, którzy nawet złotówkę potrafią wykorzystać do stworzenia nowej afery, a każde zdanie skłonni są reinterpretować i podawać dalej w zupełnie innym kontekście niż zamierzony. Dlatego jeśli nie chce się "wdepnąć", to lepiej porozumiewać z nimi tylko kiedy się musi i wyłącznie przy świadkach. |
W odpowiedzi na pytanie Wilczejkrwi zadane na forum PD pozwolę sobie odpowiedzieć na tym forum, ponieważ w tytule przelewu podałam nick z forum WD.
Proszę o przekazanie ewentualnej pozostałej kwoty na Cara. |
od niedawna czytam forum, o tej sytuacji z Carem dowiedziałam się dopiero, gdy wilczakrew opisał ją na innym forum, więc z zaciekawieniem przeczytałam całą historię. pomimo, że nie brałam w tym zadnego udziału, chciałabym się wypowiedzieć, starając makstymalnie jak tylko można, o bezstronność, bo nie uczestniczyłam w tej akcji, niewiedziałam nawet, że takowa istniała, więc nie chcę się wypowiadać na temat postaw osób uczestniczących w niej personalnie, jednak muszę zwrócić uwagę na fakt, że, gdy wilczakrew napisał swój post na innym forum, nie było tam w sumie żadnych oskarżeń i czuć było, ze piszącego targają emocje, ale stara się je utrzymać na wodzy, a dotykać ten tekst mógł tylko osoby w akcję zaangażowane, przeczulone w pewien sposób na opisywane wydarzenia. dla bezstronnego obeserwatora, który nie miał pojęcia o co chodzi, był to zwykły tekst bez jakiś specjalnych oskarżeń. poczytałam póżniej u Was, na WD, wypowiedzi, by jakąkolwiek wiedzę na ten temat mieć. To, czy pies trafił do Puchatka właściwie, zależy od tego, czy miał alternetywę. Jeśli miał, lepiej, by nie trafił do Puchatka, bo pies dominator trafiając na podwórko, gdzie są dorośli, dzieci i psy, trafia do stada, i w tym stadzie będzie próbował dominować dalej, i jak już to zostało zauważone, ugryzienie stanowiło próbę ustawienia zagrażającej jego dominacji osobie. Jeśli tylko była inna możliwość, pies nie powinien był trafić do Puchatka. Brak wyobraźni zdarza się kazdemu, i to chyba zdarzyło się w przypadku Puchatka względem Cara. Dla psa to miejsce było idealnym do wzmacniania jego niekorzystnych cech. Ten pies powinien trafić do stanowczej samotnej osoby nie mającej innego psa, wówczas Car nie miałby warunków do dominacji. To jest to, o czym wspomniała Margo - nawet bez doświadczenia z wilczakami jedna osoba mogłaby sobie lepiej poradzić z tym trudnym psem niż doświadczona, biorąc psa do stada. Nie zgadzam sie zaś, że inne osoby mogły odradzić Puchatkowi podjęcie tej decyzji - po pierwsze, mogłoby to być źle odebrane, tym bardziej, jeśli nie panują między danymi osobami dobre kontakty. I tak odradzający byłby posądzony o złą wolę, dlatego nie dziwię się, że nikt tego nie zrobił. Jeśli już, to powinien to być przyjaciel lub osoba obca, bezstronna.
Natomiast bardzo nie podoba mi się sposób, w jaki Puchatek pozbyła się problemu z domu. Pies był po wszystkich szczepieniach i kwarantanna nie była potrzebna. Poprostu nie musiał tam trafić i pogłębiać swoich przeżyć. Nawet, jeśli pies okulał podczas przewożenia w klatce, stało się tak z powodu wcześniejszego braku ruchu podczas przebywaniu na kwarantannie i zbyt długiego transportu w jednej pozycji, ale to nie jest wina przewożącego, że nie podjechał ciężarówką z naczepą, po której pies mógłby sobie swobodnie nadrobić brak ruchu podczas kwarantanny - był przewiezony zgodnie z pewnymi standardami, inne psy tak jeźdżą i nic im sie nie dzieje, ale po osłabieniu stawów podczas kwarantanny, spowodowanego brakiem ruchu, mogło się tak stać. I to jest właśnie efekt tego, że pies tam w ogóle trafił, niezależnie, gdzie okulał, a trafić tam nie musiał. Wynaję zasadę, że bierze się pełną odpowiedzialność za to, co się oswoi. Nie ma, że bierze się do domu niegrzecznego pieska a gdy zrobi coś niegrzecznego, wyrzuca. Pies agresywny gryzie, i gdy sie go bierze, trzeba sie liczyć z tym, że nas lub kogoś też ugryzie, w takim przypadku nie liczy się na to, że będzie inaczej. Bierzesz agresywnego psa, wiesz, że gryzie, to wiesz, że ugryzie. Jeśli masz zamiar wyrzucić psa po pierwszym uryzieniu, nie bierz go w ogóle... Niewiem jakie były podjęte akcje w czasie gdy trafił na kwarantannę, ale może wówczas, albo wczesniej, warto było zareagować i poprosić o pomoc na forum, może ktoś pomógłby jej go rozwiązać, zabrć psa i przechować w normalnych warunkach do czasu znalezienia nowego domu. Tutaj już nie mam wiedzy, czy coś takiego miało miejsce, może nie doczytałam. W ogóle moje wypowiedzi to już musztarda po obiedzie, no ale też o problemie dowiedziałam się, gdy już bylo po wszystkim. Nie chcę, żeby mój post był wymądrzaniem się po fakcie, gdy inni działali, ale może w przyszłości będą podobne sytuacje i dzięki takim postom ktoś sobie przemyśli, czy biorąc trudnego psa ze schroniska nie zrobi mu więcej krzywdy niż da korzyści. |
Dostałam wykazy na co poszło i ile. Jedno jest pewne - nie zostały żadne pieniądze, więc nie ma senscu dawać sie "wciągać" w pisaninę na co ma pójść czyjaś część. Grzesiek sam w rozmowie telefonicznej ze mną potwierdził, że nie ma żadnych pieniędzy. Zatem rozumiecie;)
To tyle w tym temacie. |
Quote:
|
Nie bardzo wiem czy chodzi o naszego Cara:
http://www.facebook.com/photo.php?pi...3001902&ref=mf Czy ktos wie co u niego??? |
Car z Deštné hory je u Rudy. Je naprosto OK a bude moct jít do nové rodiny. Nemá problémy.......
|
Quote:
|
Szasztin-super, że znalazłaś to zdjęcie.
"Hanka - dziekuję bardzo za informacje" -ja też. Ale mała prośba: czy udałoby się wstawić więcej zdjęć? I czy nowy Właściciel mógłby też wstawiać zdjęcia? :) |
Ruda mi fotky slíbil, až je budu mít tak pošlu ;)
|
Foto Cara u Rudy:
http://www.psycholog-psu.com/azyl.html |
Hanka - Dziekujemy!!!
|
piękny ten Car:))
|
Widze, ze Car jest juz na liscie psow do adopcji.
Oby trafil dobrze |
Tak. Budeme ho hlídat a vybereme dobré majitele. Nechceme, aby se Car ztratil někde na dvorku. Chceme stále sledovat po celý jeho život.
|
Czy ktoś wie jak potoczyły się dalsze losy Cara?
|
Tego psa już dawno nie ma w tym schronisku...
|
Dostałam wiadomość na priva, że u niego wszystko OK. 8)
|
Rona,
rzadko bywam na WD, ale obserwuję regularnie i dlatego ucieszył mnie Twój wpis. Mawiają, że ktoś żyje, jeśli pamięć o nim żyje... Ja chcę wierzyć, że to nie tylko przenośnia, ale że realnie jest tak w przypadku Cara... Wiesz, dlaczego nie pytam publicznie o jego losy, dlaczego milczę... Ale mija ROK odkąd słuch po nim zaginął -to chyba wystarczająco długo, by ktoś, kto opiekuje się Carem znalazł maleńką chwilę i przekazał nam choć strzęp informacji. Choćby dla przyzwoitości. Jakoś kompletnie nie przekonują mnie argumenty, dlaczego wieści brak. Wiesz, że uważam to za gigantyczną ŚCIEMĘ. Wszystkim, którzy byli zaangażowani w "carską akcję" należy się, "jak psu buda", informacja, co się z psem dzieje. Mam nadzieję, że zamiast szeptać "po kątach", osoby obeznane w temacie publicznie przedstawią sytuację psa. Nawet wtedy, jeśli to nie będą pomyślne wieści... Tak więc, Drodzy sercu Sąsiedzi, dajcie znać... :) /To, że z psem jest "OK", to ciut mało.../ |
Ahoj, Ruda mu našel nový domov na jihu Čech, s novou paničkou by měl dělat ostrahu jaderné elektrárny. Bohužel Ruda nechce sdělit kontakt. Je mi to líto, nechtěla jsem jej ztratit z "dosahu". Takhle o něm nemám informace přímo od majitele, i když jsem se snažila ten kontakt získat a na Cara se zeptat osobně. Pokud by se mi to v budoucnu podařilo, napíšu sem informace.
|
Hanka, Jesteś szybka, jak błyskawica!:lol:
Nie wiem, co napisałaś :lol: /mam nadzieję, że mi się zbytnio nie oberwało/, ale cieszę się, że od razu jest odpowiedź -proszę o tłumaczenie. |
śmieszne tłumaczenie:
Hej, Ruda znalazł nowy dom w południowych Czechach, nowy właściciel powinien zrobić nadzoru elektrowni jądrowych. Niestety rudy nie ujawni kontakt. Przykro mi, że nie chcę go stracić z "dotrzeć". To o nim nie mam informacji bezpośrednio od właściciela, mimo że próbowałam się skontaktować i poprosić o Cara osobiście. Jeśli udało mi się w przyszłości, będę pisać o informacje |
Oprava:
Ruda znalazł dla Cara nowy dom w Czechach. Pies ma jednego właściciela i wraz z nim ochraniają jedną z Elektrowni. Ruda nie chce udostępniać kontaktu do nowego właściciela Cara. Przykro mi bo nie chciałabym stracić z nim kontaktu. Dlatego nie mam o nim informacji od właściciela, pomimo, ze próbowała się taki kontakt uzyskać i zapytać o psa. Jeśli uda mi się w przyszłości dowiedzieć więcej to dam znać. |
Na głównej mi wyskoczyło zdjęcie Cara, może nie jest to (jeszcze) tryskający radością pies, ale ma się chyba nie najgorzej, z czego trzeba sie cieszyć:)
ZDJĘCIA CARA |
Na pierwszej fotce struś pędziwiatr jak nic :twisted:
|
All times are GMT +2. The time now is 06:20. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.1
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
(c) Wolfdog.org